Na polecenie wojewody dolnośląskiego gmina Wińsko przygotowała się na przyjęcie uchodźców z Ukrainy.
Obecnie przygotowane i wykorzystywane są miejsca w szatniach i górnej salce gimnastycznej przy hali sportowej w Wińsku. W razie potrzeby jesteśmy gotowi przyjąć więcej osób, zgodnie z poleceniami wojewody który pokrywa niezbędne koszty takiej alokacji. Liczy się bardzo również pomoc mieszkańców.
Jak mówi dyrektor SP Wińsko, Dariusz Łeśko – Wszyscy mamy świadomość co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Nasza społeczność szkolna solidaryzuje się z Ukrainą! Dowodem tego są liczne zbiórki darów od uczniów, rodziców oraz pracowników szkoły, są to artykuły chemiczne, kosmetyki, ubrania, artykuły spożywcze długoterminowe. Uczniowie wiedzą, że będą mieli nowe koleżanki i kolegów – toteż w tym tygodniu klasy siódme wraz z Panią Polacką zorganizowały akcję „Wielkie szycie DOBRA – Emotkowe Pożeracze Smutków”, uszyte rękami naszych uczennic maskotki trafiły już do dzieci przybyłych do nas z Ukrainy i sprawiły im wiele radości. Nasi pracownicy z wielkim sercem i zrozumieniem podejmują działania na rzecz naszych gości, służą pomocą. Jestem w stałym kontakcie z pracownikami Urzędu Gminy, którzy z wielkim zaangażowaniem organizują pobyt uchodźców na terenie naszej Gminy. Staramy się aby czuli się u nas dobrze i bezpiecznie.
Pobyt uchodźców na terenie szkoły absolutnie nie wpłynął na organizację zajęć sportowych dla dzieci. Również wszystkie przyjęte wcześniej rezerwacje na skorzystanie z sali sportowej są realizowane zgodnie z zaplanowanym grafikiem (dostępne są stare szatnie przy obecnej auli).
Przy stoliku obok przeszklonej ściany w hali sportowej siedzą kobiety z Ukrainy. Julia, z Zaporoża, z dwójką dzieci. – Synek ma 14 lat, córka 11. Spokój tu u was, cisza. Nie słychać syren. W Zaporożu bomby, a tutaj spokój… – Zamyśla się.
Kobiety chcą poszukać pracy, zdają sobie sprawę, że muszą zapewnić utrzymanie sobie i swoim dzieciom.
Ania, z Nikopolu. Przyjechała z córką Angeliną. – Córeczka bardzo przeżywa nieobecność taty… – Opowiadają o ucieczce – o samolotach na niebie, wiecznie wyjących syrenach. Teraz jest znacznie gorzej – jak widzą w wiadomościach. Po wojnie chciałyby wrócić, ale wszystko zależy od tego, jaka będzie sytuacja tam, w domu. Czy będzie gdzie wrócić. Czy miasta, z których wyjechały, będą jeszcze stać. Czy będzie gdzie mieszkać, pracować. O to się modlą.
Wielką ostoją jest dla nich Pani Halinka z Krzelowa, pracująca w szkole, repatriantka z 2002 roku. Służy jako tłumacz, i nieformalna ciocia – pocieszycielka dla wszystkich dzieci. Starsze dzieci kryją się w szatniach, przeznaczonych do ich dyspozycji, młodsze biegają, skaczą na schodach – jak dzieci. Może groza tych dni nie zostawi w nich zbyt wielu krzywd.
Pani Asia, szkolna intedentka, opowiada o szykowaniu posiłków dla uchodźców.
– Poznają naszą kuchnię, bo mają na pewno inne przyzwyczajenia i smaki, ale bardzo chętnie jedzą zupy.
Pracownice Urzędu Stanu Cywilnego odebrały wczoraj mnóstwo telefonów z zapytaniami o procedurę przyznania numeru PESEL. Jak mówi Magdalena Pietruszka, numery nadawane są na bieżąco. Wypełnianie wniosków i zdjęcia załatwiamy na miejscu. Nie trzeba nigdzie jeździć.